niedziela, 7 lipca 2013
substytuty
Jestem ekstremalnie zmęczona. Całodzienna wycieczka rowerowa zrobiła swoje. Całodzienna wycieczka z kimś, kto zaczyna być swego rodzaju substytutem. Lubię go, przyjaźnimy się i choć wiem, że absolutnie nic nigdy z tego nie będzie, ta relacja zaczyna wyglądać trochę dziwnie. Spędzam z nim więcej czasu niż sama ze sobą. Może to też poniekąd wynik tego, że nie miałam ostatnio ciepłej wody, a on mnie po prostu przygarnął. Bez żadnego marudzenia - tylko i wyłącznie dlatego, że byłam w potrzebie. Fajnie jest mieć takiego przyjaciela... Boję się jednak, że to wszystko nie jest takie bezinteresowne, jak mi się zdaje. "Wartości dodane" zostawiły we mnie jakiś ślad. Ponadto wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia nauczyły mnie olbrzymiego dystansu do ludzi, w związku z czym niesamowicie ciężko jest mi komuś zaufać, tak do samego końca. Hmm gdzieś kiedyś znalazłam cytat - "zaufanie komuś polega na podjęciu maksymalnego ryzyka, ale bez zaufania niewiele można osiągnąć". Trochę się tego obawiam, ale myślę, że zawsze warto podjąć ryzyko. Dlaczego? skwituje to kolejnym frazesem - lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się tego nie zrobiło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz