Pojechałam po bandzie rzucając dziś komuś tekst - z byle gównem się nie umawiam. Głupio mi. Rzadko kiedy mi głupio, ale dziś tak jest. Z drugiej strony była ku temu jakaś podstawa. To chyba odruch bezwarunkowy, czy też może opcja - jeśli ktoś wmawia mi, ze jestem zła i podła to zapewne muszę się tak zachowywać i będę tak robić. Inna sprawa, że wcale nie chcę. Więc dlaczego, więc po co?
Była sobie kobieta - w wieku 30+, inteligentna, ładna z poczuciem humoru, która nie miała specjalnie problemów z adoratorami. Lubiła się śmiać, spędzać czas na marzeniach, tych większych i mniejszych, na podróżach, zabawach z przyjaciółmi. Interesowała się kinem, literaturą i jeśli ktoś zapytał z czym ma problem - odpowiadała, że w lokowaniu uczuć w niewłaściwych mężczyznach. Nudzili ją bowiem panowie, których miała na kiwnięcie palcem. Intrygowali tacy, którzy byli niedostępni, choć finalnie okazywali się w większym czy mniejszym stopniu popaprańcami. Tak - była jedna z tych, która lubi złych. Czasami zastanawiała się, czy nie przechodzi to w skrajny masochizm, albowiem przeważnie walczyła o znajomości, które nie miały racji bytu, jednocześnie odrzucając te, które mogły przerodzić się w coś trwalszego. Dlaczego? Było to dla niej zawsze pytanie retoryczne. Przypuszczalnie było to spowodowane idealizowaniem i tym, że jako zodiakalna ryba potrafiła trwonić czas na budowanie w myślach domów z kart. Tak było i ostatnio. Ostatnio, które trwało dobrych parę miesięcy. Wydawało jej się, że poznała kogoś kto jest inny. Kto imponował jej swoja inteligencją, obyciem w świecie, pomysłami na życie, które momentami wydawały się niedorzeczne, ale w które wierzyła, że mogą się udać. Kto poproszony o pomoc nigdy jej nie odmawiał. Kto aparycyjnie spełniał jej dość wygórowane wymagania, choć nigdy nie był Adonisem. Kogoś, kto godzinami potrafił opowiadać o tym, jak bardzo kochał i jak bardzo został zraniony i dla kogo potrafiła schować dumę do kieszeni w sytuacji gdy została zraniona, ale wiedziała, że ten ktoś potrzebuje jej wsparcia. I zakochała się w tym kimś, kto również był, gdy go potrzebowała, do kogo przytulała się, choć tego nie znosiła, ale to właśnie w tych ramionach czuła się bezpiecznie. Zapatrzona w swój, jak jej się wydawało ideał, nie widziała tego, że w niej również się ktoś zakochał. Ktoś kto stał obok i czekał, a kogo boleśnie w końcu odtrąciła. Sama nie zdawała sobie sprawy, że jej wyidealizowany obiekt westchnień umawiając się na romantyczne kolacje z nią jednocześnie prawi komplementy i umawia się na spotkania z cała rzeszą innych kobiet. Może mądrzejsza o te doświadczenia, nigdy nie zdobyła by się na to by po paru miesiącach powiedzieć mu, że się zakochała? On nie. On umiał tylko powiedzieć, że chciałby to zakończyć, ale nie potrafi. Ona za to chciała. Bardzo. W końcu ile można dać się ranić? Nie odzywała się zatem, chociaż było to wbrew temu co czuła i czego chciała. Chociaż lubiła go bardzo, choć jej znajomi widząc, co się dzieje racjonalnie pokazywali ułomności tego Pana. Ona za to z sercem na ramieniu potrafiła napisać temu komuś, jak się czuje i jak bardzo jej na tym kimś zależy. Czy była to desperacja? Nie! Ona wiedziała, ze ten Pan pomimo swojego emocjonalnego popaprania jest dobrym człowiekiem. Widziała go niemal płaczącego, kiedy był na dnie i wiedziała, że pod powłoką skurwiela przez którego nie raz płakała, jest ktoś z kogo nie warto rezygnować. Kto może po prostu potrzebuje odrobiny czasu by się ogarnąć, kto może jest bardziej zagubiony niż ona sama? Dała sobie zatem czas - chodziła na randki, po powrocie z których myślała, jak o wiele lepiej spędzałaby czas z tamtym. W pewnym momencie wszystko zaczęło nabierać dystansu. Ona dorosła - zaczęła sama zauważać to o czym mówili jej inni - zaczęła zauważać wady, których wcześniej nie dostrzegała. Zaczęła żałować, że tak bardzo przywiązała i otworzyła się przed kimś, kto tego nigdy nie docenił. I bardzo bała się, że przez swoja naiwność znów zostanie zraniona. Chociaż jej sympatia do ów Pana nie zmalała, chociaż miałaby ochotę pójść z nim na wódkę, pogadać o pierdołach, pójść na kolację - stała się kimś, kim nigdy być nie chciała - oziębłą suką.
Tak - boję się, boje się do tego stopnia, że traktuje innych z góry, bo wiem, ze to ja pierwsza zranię, zanim ktoś zrani mnie. Ponownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz